Jesienią uwielbiam planować
Siedzieć i myśleć jak dużo zrobię za jakiś długi czas. Bo tak jest najłatwiej. Zjeść czekoladę a chwilę potem planować wyjście na siłownię, wege obiad i totalny detoks słodyczowy. To cała ja. I Ty, no przyznaj się.
Ale przecież tak jest najłatwiej
I wszystko jest takie proste i oczywiste. Więc planuję. I zapisuję. Na przyszły rok. I już dziś wiem ile będę ważyć w marcu, że założę sukienkę w rozmiarze eS w maju na komunię. Że w lutym będę napompowaną zołzą bo mam zaplanowane wyzwanie 8 szklanek wody dziennie jak ostatnio do momentu aż pęknę, i już nie będę musiała więcej pić.
“Cel to marzenie z datą realizacji”
Nauczę się…
nie, wróć, zmuszę się do robienia past i szejków codziennie do pracy. Te 15 – 20 minut stania przy blacie. Będę miała zawsze ze sobą jabłko lub banana. Albo garść orzechów gdyby ciągnęło mnie do słodkiego. W najgorszym wypadku w wersji bida edyszyn – 2 surowe ale obrane – marchewki.
I raz w tygodniu zgrzeszę… specjalnie, ulżę sobie, aby poczuć się byle jak ale szczęśliwie przez moment.
Zapisuje sobie także po drodze urodziny
i inne kosztowne imprezy. I co miesiąc planuję sobie nagrodę. Jak wytrwam w danym postanowieniu min. pół na pół i się nie złamie lub nie wykituje to ryp, nagroda na koniec miesiąca. I tak co miesiąc. Rok pełen nagród dla samej siebie. Bo to 12 kroków do pełni życia.
“To, co teraz wydaje się być trudne, kiedyś będzie tylko rozgrzewką”
A jak tak wertuję…
to co już zaplanowałam, to już czuję się szczęśliwsza, chudsza i fajniejsza. I tyle nagród i celów mnie czeka, że nie wytrzymałam, i zaczynam realizować przyszły rok od listopada, tego listopada..
“Na początku będą pytać, po co to robisz. Później będą pytać, jak to zrobiłeś”
Przecież nie wytrzymam..
aż mnie ściska i wierci, muszę zacząć działać teraz i już. Właśnie dobrze się składa, bo kończę czekoladę z orzechami i wiem już, że mam jej dosyć. 24 ząbki w 15 minut to nie najgorszy mój wynik. Czekolada jest ble, tuczy i zaokrągla. No fu, aż do następnego “okresu przed okresem” (termin w pełni zapożyczony).
A ten kalendarz inspiruje..
motywuje, zachęca do zmian i pracy nad sobą. Rozleniwia i relaksuje pięknymi krajobrazami. Zaskakuje gotowymi pomysłami na obiad. Motywuje cytatami. Dobija pięknymi zdjęciami. Podnosi samoocenę i buduje poczucie własnej wartości. I co najgorsze, zniechęca do wieśmaków, fryteczków i chrupeczków.
“Do sukcesu nie ma windy. Można wejść tylko po schodach”
Więc zanim kupisz kalendarz Lewandowskiej…
Zanim wydasz ponad 4 dyszki, zanim obdarujesz kogoś tym szczęściem, przeczytaj jeszcze raz ten artykuł, skonsultuj się z lekarzem psychiatrą albo autorką tego kalendarza. Bowiem każdy dzień może nieodwracalnie wpłynąć na Twoje życie, możesz niechcący schudnąć lub nabrać nieświadomie nawyków zdrowego odżywiania.
“Nie narzekaj, że masz pod górkę, skoro idziesz na szczyt”
A tak poza tym? Jaki jest kalendarz Lewandowskiej?
Elegancki, poręczny, z wykończeniem na bogato. Na szybkie, krótkie notatki. Lekki. Z przypomnieniami czego unikać, listą owoców dozwolonych i zakazanych. Jak mój banan. Marcowe wyzwanie bez cukru, kwietniowe treningi, zdrowy kręgosłup czy techniki oddychania, faszerowane jajka na Wielkanoc, majowe ćwiczenia oddechowe… i tak ciągle coś nowego aż do grudnia. Intensywnie, bez rutyny – ciągle coś nowego. Każdy miesiąc wprowadza coś innego.
Wszystko w jednym miejscu podzielone na 12 miesięcy, 12 kroków do pełni życia! Stopniowo, powoli, małymi kroczkami.
12 kroków do pełni życia. Anna Lewandowska
Jak dla mnie genialny prezent na Mikołaja. Dla każdego. Dla pracoholiczki, matki, żony i kochanki. Elegancki, praktyczny. Po prostu trafiony w punkt! Polecam.
Masz rację. To świetny prezent zwłaszcza dla miłośnika aktywności fizycznej. A w Ani Lewandowskiej zakochałam się po jej prelekcji podczas SeeBloggers