Polub i udostępnij:
Pin Share

Minęły już 4 tygodnie. Wytrwałam pierwszy i najtrudniejszy miesiąc. Bo najtrudniej jest zacząć. Ale to już mam za sobą. I mój organizm też. Poznałam już większość zajęć fitness. Mam swoje ulubione zajęcia grupowe podobnie jak instruktorki. Ćwiczenia to czysta przyjemność.

Czasami są zajęcia na których ziewam.

Po prostu nudne. Albo za wolne. Albo kiepska muzyka. Gwiazdorze? Może trochę. Ale na szczęście – mam wybór. Sama wybieram i się zapisuje na fitness. I najważniejsze, strefa kobiet. Wciąż tam chodzę albo przed albo po zajęciach.

DOM. To jest straszne. Ale wiele obowiązków zaniedbuje. Ciągle słyszę: “znowu tam idziesz?” albo “ciągle Cię nie ma w domu” i moje ulubione “ty masz na pewno tam kochanka”. Ha ha ha.

Rrrrrrrrr…. Robię coś dla siebie. Tylko dla siebie. Po tylu latach. Zawsze były ważniejsze obowiązki. A teraz? Teraz mam dwie godzinki w ciągu dnia tylko dla siebie. Nikt mi tego nie zabierze. Telefon zostawiam w szatni (chyba, że słucham muzyki-to mam go ze sobą). Ewentualnie posłucham marudzenia przed i po treningu. O ile łatwiej jest singlom… rrrrrrr.

Ale mam męża, mam córkę, kota, m2 i pracę. A to wszystko domaga się też zainteresowania z mojej strony. Dam radę!

Kalendarz:

Bieżnia – 100 kcal-15 minut

Orbitrek – 400 kcal-30 minut

Masażer – 100 kcal – 30 minut

Brzuchomania – 55 minut

Powodzenia!

Polub i udostępnij:
Pin Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.