Czy to w ogóle możliwe? Chyba zgłupiałam, albo oślepłam. No ewentualnie waga się zepsuła. Zdębiałam dzisiaj rano gdy z czystej ciekawości wdrapałam się na wagę.
To już drugi tydzień
jak odpuściłam sobie treningi. Jestem po prostu przemęczona. Nic mi się nie chce i nic mnie nie cieszy. Cały poprzedni tydzień nawet raz nie pomyślałam o pakerni. Wow. A takiego miałam bzika. Od marca. Przetrenowałam się? No nie wiem. Raczej nie. To coś innego.
Zawsze ważyłam się na wadze w pakerni
Porównywałam ją z wagą w pracy (nie lubiłam jej bo zawsze pokazywała jakieś pół kilo więcej niż tamta). Taki mały pretekst: “Sprawdzę czy działa” He he, to mój stały tekst w pracy przed wejściem na wagę. Tak też zrobiłam dzisiaj. Byłam przekonana, że wpadnie mi jakiś kilogram. Zdębiałam. OMG.
13 dni bez treningów
po dwóch miesiącach diety (z małymi i dużymi odstępstwami od niej), trzeciego miesiąca już nie wykupiłam. Sknerus. Inne wydatki (ekstra książka) i tak wyszło. Ale pojechałam wczoraj przedłużyć sobie karnet. Tadam! Więc tam wrócę. To oczywiste.
Ta moja dieta. Hm.. to nie dieta. To styl życia. Już się nauczyłam jeść o stałych porach, w równych odstępach. I to działa. Modyfikuję tę dietę pod siebie zupełnie. Co by było gdybym ściśle się jej trzymała? Efekt WOW, to pewne.
Moja waga po raz pierwszy od x lat pokazała sensowne cyferki i niezłej kolejności. 56,02 kg. Nie wierzyłam. Zeszłam. Wyłączyłam ją i weszłam ponownie. Znów tak samo. Zresetowałam ją, bo może zwariowała albo coś, włączyłam – weszłam – ona znowu – 56,06 kg. Tendencja malejąca. Tak trzymać!
Powodzenia!