O tym jak Paniusia z Siczek zepsuła niszczarkę w pracy, po pracy auto i poszła do fryzjera po wielkie zmiany! Nie zatrzymała mnie awaria auta, nie zatrzymał deszcz.
Mokre włosy, buty, spodnie i skarpetki. Biegłam w deszczu. Spóźniłam się, ale dotarłam. Fakt, wystraszyła mnie upadająca na podłogę suszarka, pomyślałam wtedy: szybko tnij zanim ucieknę.
Pech trwał dalej. Brak możliwości płatności blikiem. Karta nowa, nieaktywna, leży w domu. W portfelu, do końca nie wiedziałam ile mam. Usłyszałam 140. W papierze miałam tylko 90. Ale 20 w bocznej kieszonce (bo dzisiaj jadłam na “krechę” – dzięki uparciuchu). A w bilionie znalazłam kilka 5 i złotówek. Uzbierałam.
Pech minął w chwili, gdy spojrzałam w lustro. No podoba mi się! Wyszłam. 10 minut do autobusu. I deszcz. Kuźwa. Znowu bieg, i zmokła kura. Jedna myśl: jeśli nie zdążę czekam godzinę na kolejny ale jeśli nie wypłacę gotówki to nie wiem czy wsiądę – czy mam 4 zł na bilet. Znów fart.
Ale pisząc to w autobusie, podekscytowana, że wow, coś się w moim życiu dzieje. Myślę sobie: szybko podzielę się tym ze światem, może kogoś rozśmieszę, uchronię, drugą taką jak ja.. i jeb, przejechałam swój przystanek, tylko jakieś 2-3 km, w deszczu i, z buta do domu. Mokre spodnie, buty i skarperki, jeszcze bardziej. Deszcz na włosach, szyi i na cyckach!
Paniusia z Siczek, przecież tylko do auta i z auta. Nie trzeba się opatulać czy dźwigać parasolki. Wciskam przecież tylko Drive czy Parking. I czasami trąbię soczyście na wiadomo którym rondzie!
Także, jak nie przeżyję tej nocy, bo zabije mnie męż za wydanie kasy lub zabierze mnie zapalenie płuc, to pamiętajcie – profilowe jest już nie aktualne. Wyglądam zdecydowanie lepiej.
Dziękuję @kreatorium! Przeczytajcie jeszcze raz , nie nie krematorium…. może jezcze nie. Chociaż, jak tak to fryzura jest zrobiona, mejkap z rana jakiś jeszcze został a pazury z piątku, to odwołajcie.
Także, męż musi mi jakoś uwierzyć, że to naprawdę mała sumka za mega efekt, widoczny wkrótce. Także ten. Zdjęcia dzisiaj nie będzie. Musicie mi uwierzyć na słowo, że wyglądałam mega!
Chyba najbardziej nie lubię swojego pecha w zimne deszczowe dni. Dlatego podziwiam za humor, który nie opuścił Cię do końca. Taką Cię zapamiętam jeśli dziś w nocy zabije Cię męż albo zabierze gorączka.
Takie akcje potem się wspomina, a nawet bywają inspirujące (np. dla mnie są świetnymi pomysłami na sceny w moich powieściach) 🙂