Zaczął się już trzeci tydzień. A ja czuje się jak balon. Mam wrażenie, że jestem jeszcze cięższa niż dwa tygodnie temu. Taka spuchnięta. Normalnie bym znów zasypiała do pracy na 11-tą. Jak balonik. Czuję, że pęknę!
Wstaje rano, jem śniadanie “przed”, pije mocną kawę, zakładam dresy i koszulkę, bluzę z kapturem i wymykam się po cichutku z domu. Bez makijażu, tylko włosy umyte (bo tak już mam). Jadę z myślą, że znów pewnie będę pierwsza na małej sali, zacznę od Erwina (bez wyrzutów sumienia, że może za długo siedzę i wszyscy na mnie krzywo patrzą- albo myślą – no ona znowu tylko siedzi i się masuje).
Tak, takie głupie myśli mnie czasem nachodzą.
Jestem sama. Masuje swój cellulit (czasem mam nawet siniaki). Zastanawiam się kto dziś pierwszy wejdzie. Chyba zamienię bieżnię na orbitreka. Szybciej spala kalorie. Ale z drugiej strony, są tylko dwa, więc żeby nie być samolubnym samolubem będę ćwiczyć i tu i tu. Inni też chcą poćwiczyć.
Oj, fitness, mało coś nas. Oj.
Tak sobie. Było nas chyba siedem. Plus instruktorka. Mój kącik już nie był tak daleko. Byłyśmy wszystkie bliżej siebie. Nie dało się oszukiwać. Nawet jednej serii nie opuściłam, bo wstyd. Tak. Dzielnie ćwiczyłam. Starałam się.
Kalendarz:
Bieżnia-20 minut-100 kcal
Orbitrek- 40 minut-430 kcal
Masażer- 25 minut
ABT-brzuch-uda-pośladki – 55 minut
Powodzenia!