Trzy lata. Tyle minęło od mojego pierwszego razu na siłowni. Pamiętam. Zima, prawie wiosna, dobra, to był marzec. Od zawsze marzyłam o siłowni. Nie dlatego, że było to modne, tylko dlatego, że odkąd pamiętam, to miałam kompleksy. Wstydziłam się. Siebie. To kłamliwe, wredne lustro powiększające w domu. Bańka wstańka! Jak to się wszystko zaczęło? Początki mojej miłości do sportu.
Nienawidziłam swojego brzucha!
Czy pani jest w ciąży? A bujaj się! To była wielka pomarszczona klucha! Nie dało się go wciągnąć ani schować. Zawsze był wszędzie pierwszy. Mój brzuch, potem biust i na końcu ja. Pragnęłam się go pozbyć ale hamował mnie strach i wstyd. Strach przed nowym i nieznanym miejscem i ludźmi. Co tam robić, jak korzystać ze sprzętu. Ciężko jest samej pójść w nowe miejsce, gdzie nie wiesz co Cię czeka, nie znasz nikogo i nie masz pojęcia jak się zachować. Piękne i szczupłe dziewczyny i napakowane gogusie. Myślałam, że nie pasuję. Zakompleksiona ja.
Za rączkę do celu!
Całkiem przypadkiem w rozmowie z koleżanką okazało się, że chodzi ona na siłownię, sama, dwa – trzy razy w tygodniu, zazwyczaj wieczorami, tu blisko i całkiem niedrogo. Ona chodzi? Ja też muszę! Nie będę przecież gorsza. I uwaga: miała możliwość co weekend zabrania kogoś ze sobą do klubu za free. I tak się wkręciłam. Szare dresy, czerwone trampki, luźna koszulka, mały ręcznik i woda.
Nie ma spania są ćwiczenia!
Niedziela. Rano. Godzina zajęć fitness. Już nawet nie pamiętam, co to były za ćwiczenia. Pamiętam jedno, że mi się podobało. To co lubię, głośna muzyka, przyciemnione światło, tłum dziewczyn. Zniknęłam w tych lustrach. Ściemniam. Byłam widoczna. Tylko ja nie nadążałam za grupą i robiłam wszystko odwrotnie. Ale nikt mnie tam nie oceniał. Nikt nie zwracał na to uwagi. Sama z siebie się śmiałam. Tylko ja. Grupa w prawo a ja w lewo.
Zmęczona i szczęśliwa.
Przeżywałam te zajęcia jeszcze przez cały dzień. Nie martwiłam się tym, że nie potrafiłam wykonywać prostych ćwiczeń. Śmiałam się z siebie. Zmęczenie było na początku i na drugi dzień. Wróciłam tam już następnego dnia, sama, w poniedziałek rano, tuż przed pracą. Poszłam za ciosem. Nie miałam modnej torby sportowej i markowych butów, leginsów i topika. Ale miałam cel: pozbyć się brzucha. I tak już zostałam pierwszy dzień, miesiąc, potem rok.
W słuchawkach na uszach.
Opłaciłam pierwszy miesiąc, więc wypadało wykorzystać karnet. Nie było łatwo ale było też przyjemnie, oprócz tego, że bolało. W sumie pamiętam radość i ekscytację z tego, że jechałam na siłownię bardziej niż zakwasy w pracy. Pierwsze efekty były widoczne jak mi się karnet kończył – cwane bestie! Miałam cel i chwilę tylko dla siebie. Gładszą skórę na udach i nieschodzący uśmiech z twarzy. I wcinałam wszystko – tak jak dzisiaj. Liczyłam spalone kalorie i biłam rekordy czasowe na bieżni i orbitreku. Sama później brałam w weekendy koleżanki, które chciały spróbować.
Nowa ja.
Wysypiałam się – nie pamiętałam jak zasypiałam. Zniknęła mi już mi wymówka: boli mnie głowa, bo nie bolała. Bolał tyłek, nogi i brzuch – ale to z zakwasów. Skóra stawała się gładsza i napięta. Jak tylko myślałam o pakerni – od razu się szczerzyłam. Dostawałam głupawki w drodze na i z siłowni. Nie było mi już zimno. Złośliwa też jakby mniej. Ciuchy robiły się coraz luźniejsze. Zrobiłam się energiczniejsza i lżejsza. Chciało mi się wstawać rano! Dobry humor – miałam non-stop. Aż się sama najarałam, muszę wrócić!
Bieżnie i orbitreki na początek są w miarę ok ale prawdziwą radochę daje dopiero dźwiganie żelastwa! 🙂
W życiu, nikt by mnie na początku nie namówił na ketle czy sztangę. Dzisiaj, nie wyobrażam sobie treningu bez tego!
Chcialabym miec choć troszke Twojego samozaparcia. Chęci są… tak jak i brzuch ,ktory został po ciąży. I już tak trzy miesiące … patrząc w lustro postanawiam-,,biorę się za siebie”… a gdy tylko się odwrócę biorę się.. za jedzenie ciasta na kanapie 🙁
To może będziesz moim kompanem i towarzyszką, na początek w weekendy, jak już cycuś przestanie smakować???
Znajoma postawa 😉 miałam podobnie 🙂 teraz już od dłuższego czasu nie ćwiczę, a chętnie bym wróciła….
Ja wracam. Pamiętam, ile radości z tego miałam!
Mnie nigdy w życiu nie pociągały ćwiczenia, a wręcz przeciwnie 😉 A co do brzucha, to u mnie zawsze wszystko na odwrót i po ciąży mam znacznie ładniejszy i jędrniejszy niż przed 😉
Zazdroszczę! Serio!
Dlugo mnie nie bylo na silce..i chyba teraz jakbym poszla to bym sie czula tak jak bym byla tam pierwszy raz..a przeciez chodzilam kupe lat..
Ale mam juz plan..1luty start! Najpierw mata w domu z Chodakowska a jak tylko poczuje wiosne bieganie 1ha na swiezym powietrzu ..i powoli na fitness i basen z malenstwem…trzymaj kciuki za wdrazenie tego planu w zycie!
Trzymam i ściskam mocno! Zaczniemy wiec RAZEM!
U mnie zaczęło się od wielkiego tyłka 😉
Jak u Jennifer Lopez?? To zazdro!
Jak tam kondycja z bieganiem ??? 🙂
Zaczęłam od skakanki… to prawie już jak bieganie, prawda?
Brawo! Za mobilizację i regularnosc!! A pokazesz jakieś zdjecia przed i po?
I tu popełniłam wtedy błąd. Nie zrobiłam sobie zdjęcia i nie zważyłam się na wadze Tanita, z pomiarem tkanki tłuszczowej i mięśni. Ale teraz zaczynam od początku, więc mam szansę to naprawić. Więc możesz liczyć na taką relację. Buziaki!
Bardzo trudno stanąć w nieznanym miejscu, pośród pięknych i wysportowanych. Też przez to przechodziłam. Na siłownię nadal nie chodzę, choć większości kompleksów już się pozbyłam. W moim uroczym mieście musiałabym się zdecydować na trenera personalnego, żeby w pełni wykorzystać możliwości, które daje siłownia i nie zrobić sobie przy tym krzywdy (choć podobno idzie ku lepszemu). Ale na szczęście znalazłam swój azyl, gdzie nikt nie patrzy na torbę, znaczek na koszulce czy butach i w razie problemów służy pomocą. Trzymam kciuki albo nie, nie muszę ich trzymać, bo wiem, że szybko wrócisz do tego, co dobre. 🙂
Aniu, trzymaj kciuki. Bo mój Wymówkas jest przekonujący. Zawsze znajdzie jakąś wymówkę, żeby odwlec to co w sumie jest mega przyjemne! Mamy trzy miesiące do wiosny i sześć do wakacji. Damy radę!
Pamiętam, ile radości po kilku latach fizycznej stagnacji, dały mi rolkowe wypady. Od razu przypomniałam sobie, jak to było, kiedy trenowałam wyczynowo sport. 🙂
Boję się, że zapomnę jak jest przyjemnie, że zapomnę to uczucie..
Krótko, ale treściwie – i to mi się podoba. Opisałaś w kilku zdaniach – i to bardzo czytelnie! – to, jak każdy z nas zaczynał swoją przygodę ze sportem. A najlepsze, że to co piszesz w ostatnich zdaniach – zostaje z nami już potem na stałe! Tak trzymaj 🙂
Bardzo dziękuję. Teraz gdy mam przymusową przerwę w aktywności, czuję jakbym umierała..