…………………………………….blablabla……………………………..
Tak wyglądały moje próby napisania czegoś….. ostatnio. Pisać tylko po to aby ukazał się wpis? Nie dziękuję. Piszę tylko wtedy, gdy chcę i mam o czym. Nigdy nie mówię tylko po to aby podtrzymać rozmowę ani nie piszę tylko po to aby podtrzymać bloga.
Wróciłam. Jestem. Zregenerowałam się ( w ostatni week przespałam 34 godziny). Tak odczułam nadchodzącą jesień. Teraz mogę już wszystko!
Zmiana pogody (nagle z dnia na dzień spadek o 20 stopni) to dla mnie był szok. Ciągłe po południowe zmiany w pracy też mnie wykończyły. A najtrudniejsze w tym wszystkim były ćwiczenia – rano!
Całe ranki od 7.30 do 11 mogłam ćwiczyć
Na wszystkim, ile chciałam do bólu. Tak też robiłam. Godzinka na bieżni, druga godzinka na orbitku, potem 40 minut masażer, albo zamiast orbitka zajęcia fit. I tak ostatnie dwa tygodnie szalałam. A potem spacerkiem do pracy. Waga powoli pokazuje coraz mniejsze liczby, ciało też napięte. Więc warto. Ale jest trudniej.
Lepiej mi się jednak ćwiczy wieczorami
Po całym dniu w pracy gdy wpadam na salę to mogę wszystko, bo potem tylko idę spać. Nagromadzone emocje całego dnia uwalniają się na ćwiczeniach. Nie raz miałam łzy w oczach i zaciśnięte zęby w drodze na siłownię, ale gdy tylko weszłam, przebrałam, usłyszałam głośną energetyzującą muzykę, przyciemnione światło, i uśmiech znajomych twarzy wszystko znikało. Tam mogę być sobą! I nikt nie widzi czy to pot czy łzy. Daję z siebie wszystko i wracam do domu. Spokojniejsza, bo zmęczona.
Natomiast rano jest inaczej
Mniej osób. Jaśniej na sali, ciało sztywne i jeszcze śpiące. Nie mam tyle siły aby dać z siebie tyle co wieczorem. Magazynuję gdzieś siły, bo przede mną jeszcze cały dzień w pracy. Po prostu nie umiem ćwiczyć rano!
Ale nie poddam się, zmuszę się i dam radę. Teraz przede mną taki sam tydzień. Tylko tyle mojego. I postanowiłam : OD PONIEDZIAŁKU ZACZYNAM BIEGAĆ! Postanowione!
Powodzenia!