Polub i udostępnij:
Pin Share

Wczoraj dałam z siebie ewidentnie wszystko. Każdą minutę wykorzystałam na maksa. Kocham TABATĘ. I już mnie nawet nie drażnią dziewczyny w sandałach na bieżni czy laski siedzące z telefonem 40 minut na macie przed lustrem. Dałam z siebie wszystko. W całości wykorzysłam ten czas.

ROLLMASAŻ

30 minut – 100 kcal spalonych a raczej ubitych. Bolało, nawet raz uderzyłam się w kolec biodrowy przedni górny prawy, bo tam nie mam tłuszczyku i zachrobotało. Nie odpadł, więc jest dobrze. Bardzo dobrze.

TABATA

Te zajęcia fitness po prostu kocham. Kocham przez duże K. Przeżyłam rozgrzewkę a potem było już tylko lepiej. Jedno ćwiczenie mega trudne a drugie już wykonalne. I za to uwielbiam te zajęcia. Za tę równowagę.

20 sekund walki z mega trudnym ćwiczeniem i 10 sekund odpoczynku. Dla mnie to najkrótsze 10 sekund w życiu. A potem następne 20 sekund wykonalnego już dla mnie ćwiczenia i upragnione 10 sekund na oddech. I tak 4 powtórzenia. Najpierw były nogi, potem poślady, ramiona i brzuch…

W tabacie uwielbiam tą powtarzalność ćwiczeń. Wiem co będzie i mam 20 sekund aby dać z siebie jak najwięcej. Swoje tempo, własna liczba powtórzeń. Przyciemnione światła i rewelacyjna, głośna muzyka. No kocham TABATĘ!

Po tabacie było mi mało, bo tylko plecy, dłonie, twarz i włosy mokre. I miałam jeszcze godzinę. Wybrałam bieżnię (bo orbitrek był zajęty), laska tak na nim latała, że byłam w szoku, że tak można, z taką prędkością po nim hulać. WOW

BIEŻNIA

32 minuty ale nie pamiętam ile kalorii spaliłam. Ale pamiętam, że biegałam. Na raty, ale jednak. Najpierw spokojnie, 5 minut, spacerkiem, jak na randce, tuti fruti…  Rozgrzałam się. Potem 1 minuta BIEG i 2 minuty MARSZ dla złapania oddechu. I tak 10 razy. Zeszłam cała mokra, bielizna do wymiany! Czyli nie oszukiwałam.

Potem musiałam chwilę posiedzieć. Wyschnąć, przestać dyszeć… Aby się umyć, przebrać i pójść do pracy. Z godnością a nie na czworaka.

Jedyny minus tego cudownego dnia: tylko 800 ml wody (czyli 30%) co przepłaciłam gigantycznym bólem głowy wieczorem. 10 tyś. kroków zrobiłam i tylko jedną kawę wypiłam. Śniadanie było zdrowe (Shake Rafaello), lancz także (obiad z wczoraj: sałatka z kaszą pęczak i grillowanymi warzywami) i obiad na kolację, czyli: sadzone z ziemniakami (sadzone bo aż trzy).

A wszystko zaczęło się od 10 godzin snu i myśli, że dziś będzie pakernia! 

Polub i udostępnij:
Pin Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.