Nieważne, że nie na temat. Nieważne, że nie pisałam długo. Nie piszę na siłę aby coś było. Piszę gdy mam coś ważnego do powiedzenia. Nieważne, że dla niektórych będzie to nieważne. Zatrzymuję uczucia i myśli. Dla mnie jest mega ważne. Szczęście i miłość to niby oczywiste ale odczuwalne na milion sposobów. W zależności od sytuacji. Na mnie spadło jedno i drugie. I to jednocześnie. Oczywiście pech nie odpuszcza i towarzyszy wciąż, ale jakby schudł, taki mniejszy jest ostatnio.
Miłość – inna niż wszystkie.
W domu, w którym się wychowywałam odkąd pamiętam były zwierzęta. Kiedyś pies czy kot tak po prostu biegały po ulicach. Takie bezpańskie i samotne. I raz na kilka lat, któreś mówiło do mnie, że mnie kocha i musi ze mną mieszkać. I tak z oczami kota ze shreka jako mała dziewczynka błagałam w domu aby ten mały i biedny piesek czy kotek był z nami. Że będę z nim wychodzić, że będę karmić i czesać. Zawsze miałam zwierzaka w domu. I to byli moi najlepsi przyjaciele. Zawsze. I na zawsze. Ale skrycie miałam marzenie – mieć takiego jednego psa – Wodołaza.
Ale rzeczywistość i dorosłość
Pokazała, że chcieć to nie móc. Dziesięć lat temu, gdy wynajmowaliśmy mieszkanie nie było nawet mowy o mini malutkim psie, a co dopiero o moim “szczeniaczku”. Mogliśmy mieć jedynie koteczka, taki”braciszek” dla Zu i dla mnie “drugie upragnione wtedy dziecko”. To był “Rudy zadzior na dzielnicy”. Kot domagający się wychodzenia na smyczy dookoła bloku i ganiający wilczury. Najmądrzejszy kot na świecie. Dzisiaj jest z nami pięcioletni, spokojny łagodny i dostojny drugi kiciuś. Totalne przeciwieństwo pierwszego. To kot, którego wołamy gwizdaniem. Spokojny olbrzym przybiegający za każdym razem.
Od dwóch lat niemal codziennie
Dyskutowałam, namawiałam i prosiłam męża, żeby zgodził się na psa. To musiała być wspólna decyzja. Niczego tak mocno nie pragnęłam jak piesia. Mojego czarnego niedźwiedzia. Jest dom. Jest działka. Jest kizia mizia ale smutna. Piesior to była kwestia czasu. I nadszedł ten dzień.
Szukałam hodowli
Nie zależało mi na rodowodzie. Zależało mi na psie z dobrego domu. Po mądrych i łagodnych rodzicach. Wychowanym w domu a nie w kojcu czy w klatkach. Brzydzę się pseudo hodowlami. Na początku szukałam mojego czarnego niedźwiedzia. Mąż nie był do końca przekonany do tej rasy. I pokazał mi psa wiecznie uśmiechniętego. Łagodnego choć olbrzymiego. U ludzi także non stop uśmiechniętych. Think positive! I to był on. Od razu wiedziałam, że chcę psa właśnie tej rasy. I znalazłam. Berneński Pies Pasterski. Ze wspaniałej hodowli.
Urodził się dzień przed moimi imieninami
Gdy zadzwoniłam, z dziesięciu szczeniaczków wolny i nie zarezerwowany był tylko jeden – “Zielony”. Trochę inny iż pozostałe psiaki. Był inny – tak jak ja. Różnił się od pozostałych maluchów, tym, że miał mniej biały pyszczek od innych maluchów. Gdy pojechaliśmy zobaczyć go na żywo, okazało się, że jeszcze jeden chłopczyk jest wolny. I to był ten, którego upatrzył sobie od początku mój mąż. Taki bunio. Mogliśmy jeszcze zmienić decyzję i tak zrobiliśmy… (choć w głębi moim był “zielony”).
Teraz jak piszę, śpi obok mnie
Z głową na mojej stopie, przytulony i cieplutki. Jest mój. Gruba i puszysta kluska. Uwielbia się przytulać, całować jest prawdziwym pieszczochem. Jak dzidziuś, śpi, je, i się załatwia. Osiem twardych dowodów na dobę, posiłki o tych samych porach, szczęśliwy i wiecznie uśmiechnięty niedźwiadek. I mnóstwo “białego do całowania”! Szczeka, gryzie, liże i siada na stopach tym swoim ciężkim misiowym zadkiem. Prawdziwy Berni. Kochana i puszysta przylepa. Mogę śmiało powiedzieć na głos: kocham i jestem szczęśliwa! Nieważne, że wstaje co 3 godziny na siku, kupę i papu, że siadam w środku nocy na podłodze między dorosłym kotem i malutkim szczeniaczkiem – a one w tym czasie smaczne śpią.
Jadąc po synka wszystko było nie tak
Tuż przed wjazdem do Katowic nasze auto stanęło. Na środku autostrady. Tuż przed znakiem “Katowice”. Nie dało się dalej jechać. Na szczęście, mieliśmy przyjaciół (tak chyba mogę ich nazwać), widziałam ich wtedy dopiero drugi raz. Przyjechali po nas, zaciągnęli auto do siebie na posesję, a nas zawieźli po Syneczka (do Mysłowic) a potem czekaliśmy wspólnie na autoholowanie. Cały dzień spędziliśmy u nich mimo, że planowaliśmy spotkać się tylko rano na “małą kawkę”. Cały dzień, nasza trójka u nich, razem z małym “psim noworodkiem” i mimo, że mieli plany na popołudnie (urodziny babci -dziesiąte któreś tam) nie dali nam zupełnie odczuć że przeszkadzamy.
Podobnie mieliśmy z naszym obecnym koteczkiem 5 lat temu
To był 15 sierpnia 2011 poniedziałek, święto, dzień wolny od pracy i bardzo gorący. Umówiliśmy się wtedy na odbiór Gufisia wieczorem, bo nie mieliśmy klimatyzacji w aucie. Jechaliśmy pod Łódź (Aleksandrów Łódzki). Mieliśmy być na godz. 20-tą. Zdążyliśmy wyjechać 12 kilometrów od domu i auto zdechło. Zupełnie. Wróciliśmy do domu zrozpaczeni (najbardziej ja z Zu). Mieliśmy wtedy jeszcze drugie auto. Ale nie zatankowane. A kasa to tylko tyle ile na kicię. I wtedy sąsiad, od którego w życiu byśmy się nie spodziewali, wyciągnął kasę i nam ją pożyczył. Pojechaliśmy, tuż przed północą odebraliśmy kotka, zawstydzeni porą, wróciliśmy do domu.
Pech. No, cóż
Mimo, że zostałam bez auta, w naszej obecnej sytuacji nie wróży to raczej rychłej naprawy, wycieczka kosztowała nas zdecydowanie drożej niż planowaliśmy, ale zupełnie mnie to nie smuci i nie denerwuje. Jestem szczęśliwa. Mam ukochanego syneczka, auto mogło rozklekotać się w gorszej sytuacji, mogło stanowić duże zagrożenie, zdobyliśmy przyjaciół i wróciliśmy cali i zdrowi do domu z “syneczkiem”. Cóż mi więcej do szczęścia dzisiaj? Think positive! Miłość – inna niż wszystkie.
Przeuroczy..cudny słodziak 🙂
I chociażby dla takich chwil żyjemy 🙂
Tyle czekałam. Odliczałam. Szukałam. I mam swoje kochane maleństwo.
Jako hodowcy, cieszymy się bardzo, że nasze “maleństwo” trafiło do tak wspaniałych ludzi – DZIĘKUJEMY 😀
To my bardzo dziękujemy. Mamy bzika na jego punkcie. Rzeczywiście tak jest, że jak się ma bernusia to się wariuje na jego punkcie.
Napewno będziesz dobrą kocio-psią mamą. Tylko nikogo nie faworyzuj☺
Piękny! Bardzo podobają mi się berneńczyki…Podobnie jak jakieś 85% innych ras:)
Berneńczyk to szczególna rasa… wiecznie uśmiechnięty i bardzo łagodny olbrzym.
Śliczny psiak. Zwierzęta szczególnie psy są prawdziwymi przyjaciółmi. Nam niestety pół roku temu zaginął nasz pies, a my nadal szukamy i tęsknimy. 🙁 Mimo wszystko warto być dobrej myśli. 🙂 Życzę samych cudownych chwil dla was. 🙂
Szczerze współczuję. Bądź dobrej myśli. Trzymam kciuki. Napisz koniecznie jak piesia się znajdzie, bo znajdzie się. Wierzę w to.
Piękne macie zwierzaka. My całkiem niedawno przygarnęliśmy porzuconą kotkę. Jest na etapie zaprzyjaźniania się z naszą foksterierką 😉
Nasze też się poznają, jest mega wesoło. Tolerują się i uzupełniają jednocześnie. Na szczęście nie rywalizują. W przyszłości myślę, że niezłe filmiki mogą powstać o ich “przyjaźni”.
Hellooo! slodki psiak mamusiu ciesze sie ze zdecydowaliscie sie na psiaka cudowny jest…!)))
Tyle czekania, było warto. Jestem mega happy!
Cudny piesio. Kocisko też. Ja za kotami nie przepadam, a jestem coraz bardziej skłonna, żeby jakiegoś przygarnąć 🙂
To po prostu nowy członek rodziny. Czy piesio czy kicia – to też rodzina. Szczerze polecam futrzaka! Jeszcze więcej miłości i radości w domu.
U mnie w domu zawsze mnóstwo zwierząt, nie umiałabym bez nich żyć, potrzebuję je bardzo. 🙂