Idzie wiosna. Zmiana zajęć fitness. Nowe zajęcia. Więcej godzin fit na sali. I więcej chętnych.
Pojechałam na siłownię zaraz po pracy. Na 16. Nowe zajęcia. Zamiast ABT (brzuch+uda+pośladki) była PUPOMANIA.
Cała godzina ćwiczeń na pupę.
Nastawiona byłam trochę nie chętnie. Ale wyszłam uśmiechnięta. Same dziewczyny. Ciemniejsze światło. Napinanie ciągłe pośladków może być wstydliwe. I tak też na początku było. Ciężko mi się było zdobyć na odwagę i spinać pośladki i kręcić biodrami.
Nie byłam w tym sama. Widziałam po minach dziewczyn też lekkie zawstydzenie i mało energiczne wykonywanie ćwiczeń. Ale trwało to może pierwsze 10 minut. Później dzięki fantastycznej instruktorce wyluzowałyśmy. Jej dokładność i pewność siebie zarażała. Radość na twarzy. Udzieliło się nam momentalnie. Już żadna się nie krępowała.
Chyba nie mam pupy. To znaczy nic mnie nie boli. Nie będzie zakwasów. Albo niedokładnie ćwiczyłam albo nie mam pupy. Wyskakałam ją chyba. A dokładniej tłuszczyk którym była wypełniona. Muszę więc ją zbudować. Dam radę. Do lata będzie jak nowa.
Kalendarz:
Bieżnia – 100 kcal – 15 minut
Orbitrek – 500 kcal – 40 minut
Masażer – 100 kcal – 30 minut
Oł..poniedziałek..waga: 59,6 kg rewelacja.
Powodzenia!