Tak już mam. Nie należę do imprezowiczek (a szkoda) i piątkowy wieczór spędzam w moim ulubionym miejscu. Sama. To był ciężki dzień. Nie jestem w dobrym humorze.
Ale tak się negatywnie nakręciłam w pracy, że na dobre mi to wyszło na zajęciach. Wyżyłam się. Dałam sobie w kość. Dziś byłam na PUMP. To zajęcia ze sztangami.
Ciężary. Wyciskanie.
Biceps. Triceps. Nogi. Plecy. Ramiona. Uda. Wow. Wszystko. Z dodatkowym obciążeniem. Lekkie krążki na początek. Wszystko waży. Krążki 1.25 kg razy dwa (bo z obu stron). Zaczepy na krążki. Najlżejsze i najmniejsze są pomarańczowe. Potem są niebieskie 2.5 kg. czyli w sumie 5 kg. I te najcięższe 5 kg każdy. Trzy rodzaje.
Ciekawe. Ale dziś chyba po raz pierwszy widziałam faceta na zajęciach fitness. Coś nowego. Albo dla mnie to nowe.
Był wycisk. Dwie sztangi. Jedna lżejsza a druga cięższa. Dla mnie osobiście pomarańczowa i niebieska. Tej cięższej nie mogłam zataskać do stepu na swoje miejsce. Jakieś nieporozumienie. Po co mi to niebieskie coś. Ledwo uniosłam. Ale zaufałam. Skoro chciała, żeby zrobić dwa to musi wiedzieć lepiej. Zapytała też wcześniej czy jest ktoś pierwszy raz. I się zaczęło. Po wszystkim byłam uśmiechnięta jak głupia. Weszłam wściekła a wyszłam uśmiechnięta. Takie rzeczy tylko z ADHD.
Utrzymanie wyprostowanej sylwetki jest strasznie trudne. Te niebieskie sztangi były do robienia ud i pupy. Wystarczyło zarzucić na barki i robić przysiady na wszystkie sposoby.
Kalendarz:
Bieżnia – 150 kcal – 25 minut
Orbitrek – zajęty dzisiaj
Masażer – 40 minut
Powodzenia!