Prawnie spóźniona do pracy.
Brak miejsc parkingowych pod pracą. Brak miejsc parkingowych na całej długości ulicy po obydwu stronach. Nawet w tych najgorszych przy podwójnej ciągłej na zakręcie, na górce, pod płotem, tylko dla apteki czy na chodniku. Nawet w najdalszej części.
Nie, spoko, druga rundka,
drugie podejście, wjazd na parking, bez zmian, pod meblowym także, pod starym budynkiem zapomnij aż do samego targu full, null nic, wielkie zero. I nie na kombi.
Trzecie podejście, już szybsze,
nerwowsze bo i spóźnienie doszło, a jeszcze trzeba się rozebrać, przebrać, ubrać i auto gdzieś zostawić.
W końcu znalazłam kawałek,
idealnie wymierzony na moje auto. Czekało wręcz. Wjechałam, nie rozglądałam się (bo spóźniona byłam). I pobiegłam do pracy. Po drodze zrobiłam to piękne zdjęcie.
Wiedziałam, że będę długo wracać do domu,
bo zmiana organizacji ruchu na dość obleganym, jedynym rondzie do mojego przylądku mrozu, i korki tu, korki tam, blablabla..
Wybiegłam jak poparzona
z pracy idealnie o czasie, (wcale nie wcześniej) w poszukiwaniu auta, zaparkowanego gdzieś tam daleko… A na miejscu: niespodzianka! Piękne, czyściutkie, czerwone auto – przyklejone do mojego!
Pierwsza myśl: jakiś kretyn mnie zastawił.
Druga myśl: ten kretyn tylko mnie zastawił.
Trzecia myśl: ten kretyn do sześcianu zastawił mnie celowo.
I jakże…
Stałam z 15-20 minut przy aucie, rozglądając się za owym kretynem z czerwonego fiuta, tfu Fiata, zaglądałam bezczelnie w okna biurowca, aż się doczekałam.
I widzę,
idzie sobie jakiś gość, uśmiecha się i wali prosto z mostu: widzę, że czeka pani na mnie. I już miałam walić z grubej rury, że nie wiem czy to na niego, ale na kreatyna z czerwonego grata, tfu, Fiata… Już otwierałam usta gdy usłyszałam:
Widziałem jak pani rano parkowala,
z bardzo głośną muzyką. Tu jest parking prywatny. I takie tam bla bla bla, no kretyn, miałam rację!
Uśmiechnęłam się na siłę
i zapytałam czy może mi “zejść z drogi tym autem” a on, że to nie jego, ale może zadzwonić po właścicielkę… Blablabla
Więc jak to ja,
miła i uprzejma (zmarznięta, zmęczona i spóźniona po raz kolejny dzisiaj) wypaliłam, że już rano powinien zadzwonić po straż miejską jak mu się nie podobało a nie teraz pierdzielić, że może zadzwonić po właścicielkę grata, tfu, Fiata.
I z dziunią też się zcięłam
bo sama zaczęła. Czekałam 10 minut aż lejdi przylezie. Tamten zniknął a ta jeszcze zaczęła od początku śpiewkę tamtego. Więc skwitowałam ją najkrócej jak się da (bo się przecież spieszyłam), że się powtarza i już słyszałam to od tamtego.
Wniosek jest jeden,
żeby przerzucić się na komunikację wiejską, tfu, miejską. Robić normę 8 tyś. kroków dziennie w drodze na i z przystanku, czytać 40 minut książke w autobusie (godzina dwadzieścia dziennie to z pół książki można połknąć). Chciałabym zobaczyć minę kierowcy na widok mojej aktualnej książki.
Zdecydowanie mniejszy koszt
miesięcznego niż LPG, ochrona środowiska, dotlenienie organizmu, i mniej okazji do zakupów we wszystkich sklepach i sklepikach po drodze.
Chcę miesięczny od lutego!
Awesome post! Keep up the great work! 🙂