Polub i udostępnij:
Pin Share

Kończy się maj. Całe 31 dni. Słonecznie, ciepło, kilka mokrych dni ale zdecydowanie pogoda jest piękna. Przyszedł czas na zmianę obuwia, schowanie grubych swetrów i zakrywających brzuch ciepłych bluz. Są zeszłoroczne sukienki, tuniki i krótkie spodenki. Teraz nie mam nawet ochoty i odwagi założyć getrów, tych na siłownię. A propos, pamięta ktoś, kiedy ostatnio byłam na siłowni? Właśnie, ja też nie. To jest reset jakiego jeszcze nie było.

Zapłacić za karnet i ani razu nie pójść? Chore.

Ale tak właśnie wyglądał mój maj. Nie wiem co to było. Przemęczenie, stres, brak snu, zmiana pogody, hashimoto, brak magnezu a może wszystko jednocześnie, bo nawet borelioza mi tu pasuje. Potrzebowałam przerwy. Ale chyba przegięłam. Cały miesiąc, 8 godzin crossfitu przepadło. Już zapomniałam jak to jest. Bóle mięśni, zakwasy, mokra koszulka i getry na tyłku. Głośna muzyka, znajome twarze, grupa zwariowanych zapaleńców, kochających to samo. Sport. Siłownię. Ćwiczenia. Swoje ciało.

Czy mi brakuje sportu? Oczywiście, że tak. Ale potrzebowałam odpoczynku. Waga rosła, robiłam się kwadratowa. Nie podobało mi się to co widziałam w lustrze. Uwielbiałam bić własne rekordy i walczyć z samą sobą.

Moja 20-kilogramowa  sztanga, 50-cm skrzynia, znienawidzone “padnij – powstań”, wszystko na czas, na maksimum własnych możliwości. Tęsknie za tym. Pupę mam niezłą, ale uda jak troglodyta. Nabrałam wody z przetrenowania i wyglądałam jak pączek. Ciężka, okrągła, spuchnięta i ociężała, śpiąca i bez energii.

Wciąż tak wyglądam ale “inaczej” się czuję.

Jestem radośniejsza (pewnie dlatego, że nie łykam tabletek na “happy” – bo zapominam zrealizować receptę – syndrom odstawienia), pewniejsza siebie, chce mi się żyć i jednocześnie nie chce mi się nic. Cała ja. Jestem zdrowo walnięta. Zbyt dużo się dzieje ostatnio w moim małym świecie. Jedno wiem i jestem tego pewna. Mój plan na jutro i pojutrze: WRACAM NA PAKERNIĘ.

Mam 6 tygodni do urlopu. Dokładnie 46 dni od jutra. Dokładnie tyle by wrócić do formy i czuć się dobrze we własnym ciele. Czego chcę?

Oto mój plan:

  1. będę na siłowni 5 razy w tygodniu, (min. dwie i pół godziny – na początku licząc z dojazdem w obie strony);
  2. zacznę biegać (w lipcu będę już biegać po 15 minut – i będzie mi to sprawiało radość);
  3. crossfit raz w tygodniu – reszta cardio i fitness (jakiekolwiek zajęcia – byle z głośną muzyką, w ciemności i tłumie, na końcu sali – w najdalszym punkcie);
  4. nie zjem już żadnego McD i białego pieczywa (łatwo mi to przychodzi, bo jestem świeżo po KFC);
  5. zrzucę 4 kilo i centymetry z brzucha (jeszcze w to nie wierzę – ale uwierzę i udowodnię);
  6. wcisnę się w ulubione dżinsy z dziurami i będę wyglądać świetnie (jeśli mole ich wcześniej nie wpierniczą);
  7. będę nosić ze sobą 2,5 litrową wodę (po to aby ją wypić – a nie dźwigać);
  8. nie będzie bolała mnie głowa (bo będę zbyt zmęczona aby coś czuć);
  9. będę zasypiać jak bobas (uwaga o 20-tej będę chrapać – nie budzić!);
  10. będę czytać ten wpis codziennie a szczególnie wtedy gdy będę się poddawać (czyli codziennie, co najmniej 10 razy w ciągu godziny);

Uwaga! Wracam do żywych i szczęśliwych. Będę wredna i szczęśliwa jednocześnie. Zaczynam od jutra. Piszę otwarcie, bo wstyd mi nie pozwoli – aby się późnej migać od efektów. Żadnych wymówek. DAM RADĘ. Nie jestem pijana. Wiem co piszę, to znaczy jutro przeczytam ze zrozumieniem. Zresztą, już jest jutro.

Powodzenia.

Polub i udostępnij:
Pin Share

20 komentarzy

  1. hahahaha, uśmiałam się, “będę zbyt zmęczona aby coś czuć” 😀 Niezły plan 🙂 Powodzenia!

  2. Dobry plan, trzymam kciuki za realizację! 😀
    Ja w maju wróciłam po długiej przerwie na zumbę, udało mi się zaliczyć wykupione 4 wejścia, teraz rozważam karnet open na czerwiec, ale jeszcze się waham… 😀

    1. Author

      Bo to uzależnia. Trzymam kciuki! Zumba to godzina świetnej zabawy i dobrych kilka godzin radości jeszcze długo po zajęciach.

  3. hej , co do hashimoto…męża siostra miała wskaźniki diagnozujące te chorobę bardzo podwyższone. Zalecono leki. Ona jednak ma uraz do leków i odrzuciła. Poszła do dietetyka, który rozpisał jej dietę. Dodam jeszcze, że do tej pory żywiła się : dużo smażonego, cukru, kfc, McD…Jednym słowem samo świństwo. Traktowała mnie jak dziwoląga jak częstowałam ją pasztetem z soczewicy i jaglanej, czy też buraczanymi placuszkami. A teraz, w obliczu choroby zwrot o 360 stopni!!! Dieta dokonała cudu!!! a raczej normalne zdrowe odżywianie. Kobitka nie ma nawet śladu po chorobie. Zarówno w usg jak i badaniu z krwi parametrów tarczycowych!!! Miłego dnia:)

    1. Author

      No właśnie, coś w tym jest. Tydzień bez tabletek i jestem jak nowa. Lekko stuknięta ale uśmiechnięta.

  4. Podoba mi się… nie zjem McD… i będę wredna… chyba dlatego będziesz wredna bo będzesz zła ,że nie jesz McD.Postanowienia są super…gorzej z realizacją(przynajmniej u mnie). Miałam nie jeść np kolacji od poniedziałku…wczoraj był wtorek a ja o 21 wpierdzielałam smażoną kiełbasę… pycha była…wylizałam tależyk… 🙂 Ale trzymamy kciuki 🙂

    1. Author

      Moja droga, ta kiełbasa była za zlecenie “dzidziusia”, jestem tego pewna. za rok o tej porze będziesz fitować razem ze mną.

  5. No wreszcie!!!!!! Strasznie mi Cię brakowało. Jeszcze tylko ja się wyleczę i widzimy sie na crossie

  6. Jak teraz wparujesz na siłkę to ja rozniesiesz po takiej przerwie i z takimi założeniami 🙂
    Najbardziej trzymam kciuki za punkt nr 2 bo wiem, że za tym najbardziej nie przepadasz. Resztę myślę że zrealizujesz:-) powodzenia:-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.