Trzy lata. Tyle minęło od mojego pierwszego razu na siłowni. Pamiętam. Zima, prawie wiosna, dobra, to był marzec. Od zawsze marzyłam o siłowni. Nie dlatego, że było to modne, tylko dlatego, że odkąd pamiętam, to miałam kompleksy. Wstydziłam się. Siebie. To kłamliwe, wredne lustro powiększające w domu. Bańka wstańka! Jak toContinue Reading

Siódma czterdzieści. I nadszedł ten dzień. Wróciłam. Przemogłam się. A rano jeszcze miałam tysiąc wymówek (może znowu by coś wypadło) i mogłabym odpuścić wyjście na siłownię. Kasa na karnet była, ciuchy i torba też, butów nie musiałam szukać. I najważniejsze – czas. Continue Reading