Polub i udostępnij:
Pin Share

Tak się czuję za każdym razem jak idę na siłownię. I dokładnie tak samo gdy z niej wracam… Mimo, że jestem cała mokra, świecę się od potu i ledwo stoję. Zawsze to samo uczucie, radość. Takie tam skutki uboczne treningu.

tak się czuję za każdym razem

ROLLMASAŻ

Zaczęłam od spotkania z Erwinem, drewnianym sadystą, tfu specjalistą od cellulitu. Dziś się skupiłam na brzuchu. Całe 30 minut katowałam brzuch. Nie, wcale nie dlatego, że po wczorajszym nie mogłam się dotknąć do ud, łydek czy pośladów… e tam… jutro będzie bolał brzuch… ale to jutro. Dziś  zgubiłam minimum centymetr z brzucha. Jestem pewna. 100 kcal zbitych, ubitych albo spalonych.

ZAJĘCIA FITNESS

Tak naprawdę, nie wiedziałam na jakie zajęcia poszłam i z kim. Jednego byłam pewna, że będzie bolało i że wyjdę zadowolona. Rozgrzewka byłą spoko, zrobiłam całą. Nie opuściłam i jednego powtórzenia przez te 5 minut. Ale, gdy zaczęły się pierwsze przysiady, najpierw spokojnie, w tempie dwa na dwa, potem słyszałam: wytrzymaj puls na trzy. Potem było tylko gorzej: puls do siedmiu.. A najgorsze były w tempie jeden na jeden.

I tylko sprawdzałam czy getry mam na tyłku całe. Serio. I tak wpadłam na to, że to pewnie pupomania+brzuchomania. No pupa boli, piecze, szczypie i nie da się chodzić normalnie. Tak proste ćwiczenia a tak trudne. Podobało mi się tempo, którego do tej pory nie znosiłam. Wolne, które zmusiło mnie do bardzo dokładnego wykonywania, każdego ćwiczenia. I tym sposobem, każde, nawet najprostsze ćwiczenie było awykonalne. I bolało. Ale wg opaski spaliłam 200 kcal.

ORBITREK

Miałam jeszcze godzinę. Ale wytrzymałam 48 minut. Spaliłam 600 kcal. To mój aktualny rekord na orbitku. Więc jest progres. Zrobiłam tam ponad 8, 5 kilometra. Nawet nie wiem jak ten ruch nazwać, przebiegłam, przeskakałam… Zeszłam z niego i wyszłam totalnie mokra. Ale wielkim uśmiechem na twarzy. Tak się czuję za każdym razem jak idę czy wracam z siłowni. Lalalalalala….

Woda dziś w normie 2400 ml czyli 8 kubków wypitych a to się składa na 500 wizyt w kibelku. Ależ to upierdliwe, gdy każdy wie gdzie idziesz i po co, a nawet dlaczego. Śniadanie było prawie idealne bo nie z dzisiejszego menu Michała (kanapki z żytniego pieczywa, z pasztetem z soczewicą, paprykarzem z kaszą jaglaną albo odwrotnie z i pomidorem). A i jedna była z serkiem kanapkowym, pożyczonym. Potem jeden mały czekoladowy łakoć, albo trzy – w sumie nie pamiętam, tak szybko jadłam. Przede mną obiad na kolację – jeszcze nie wiem co. Dziś spałam całe 9 godzin.

To był bardzo dobry dzień. Znalazłam nawet 20 minut na czytanie, czytałam na leżąco bo pupa strasznie boli. 

Polub i udostępnij:
Pin Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.