Dwa tygodnie odpoczynku. Odstawiłam pakernie. Z przemęczenia i zużycia materiału jakim jest ciało i cały organizm. Nie miałam siły, nie miałam chęci. Nic mi się nie chciało. Trwało to krótko.
W końcu odpoczęłam. Naszykowałam torbę. I poszłam. Zapisałam się ambitnie, na dwie godziny zajęć. Pierwsze to XCO a potem ulubione BRZUCHY. No co? Nie dam rady? Phi. Pewnie, że dam radę! Z takim nastawieniem weszłam na salę. Wystarczyło 10 minut i już żałowałam przerwy jaką sobie zafundowałam. Ledwo wytrzymałam. A było jak zawsze. Moc, energia, głośna muzyka, przyciemnione światło i mokry ręcznik. Czyli dokładnie tak jak lubię.
Nigdy więcej. Przysięgam. Nie zrobię sobie tak długiej przerwy. Będę padać na twarz, ale będę chodzić! Teraz mnie wszystko boli. A… i zapomniałam dodać po pierwszej godzinie wypełzłam z sali i nikt by mnie siłą nie zatrzymał na drugą godzinę! Przepraszam. Nie dałam rady. Wróciłam do domu (godz.17) i poszłam spać. Tadam!
Nigdy więcej takiej przerwy!
Powodzenia!